wtorek, 12 stycznia 2010

Koszmary kierowców by Sznajder

Jak widać nie tylko ja mam ochotę coś powiedzieć i napisać na temat tego co się dzieje na drogach. Poniżej przedstawiam kilka spostrzeżeń mojego znajomego z SAABTURBO.PL

Miłej lektury.
_____________________________________________________________________________________

Z czego słyną polskie drogi? Czego w polskich drogach jest najwięcej? Studzienki i załatane dziury.
Studzienki. Wykracza poza moją zdolność pojmowania rzeczywistości fakt istnienia w jezdni gigantycznej ilości wszelkiej maści studzienek. Czy to ciepłownicze, czy telekomunikacyjne, czy wodociągowe – wszystkie one dumnie zdobią nawierzchnie w polskich miastach. Czasami dochodzę do wniosku, że musi być zachowany jakiś tajemny wzór na studzienkokilometr. O ile nie dziwi mnie bardzo taka sytuacja na wąskich miejskich uliczkach, o tyle na dwu lub trzypasmówkach, z szerokimi pasami zieleni nie potrafię sobie wytłumaczyć konieczności montowania studzienek wprost w nawierzchni. Ale skoro muszą być, niech będą, tyle tylko, że dziwnym zrządzeniem losu, bo o celowe działanie nikogo nie podejrzewam, wszystkie te urozmaicenia nawierzchni są zamontowane dokładnie tam, gdzie pojawiają się koła samochodów. Biorąc jeszcze pod uwagę fakt, że studzienki zawsze osadzane są na cegłach, który to materiał, jak powszechnie wiadomo, jest odporny na wszelkie naciski, mamy zaplanowane i precyzyjnie zrealizowane kołochwyty. Domyślam się, że przesunięcie tychże wątpliwych ozdób tak, by były między kołami, stanowi dla projektantów ulic swego rodzaju wyzwanie, któremu nie są w stanie sprostać. Podobnie jak korzystanie z poziomnicy czy zwykłej łaty, by empirycznie sprawdzić stopień zadziurawienia nawierzchni. Nawet nowej.
A teraz dziury. Czy ktoś z Was zastanawiał się, dlaczego łaty na dziurach w jezdni są wystające? Odpowiedź jest prosta: po pierwsze po to, by kierowcy wiedzieli, gdzie była dziura. Drugi cel jest równie oczywisty: po to, by kierowcy wiedzieli, że dziura została załatana. Jeśli połączymy studzienki wraz z dziurołatami powstaje nam doskonały tor przeszkód, na którym to każdy dbający o swoje auto może do woli trenować jazdę slalomem. I bynajmniej nie chodzi o slalom gigant, lecz o slalom specjalny.
I teraz czas na podsumowanie: układ, o którym swego czasu głośno mówiono i szukano wszędzie jest i ma się doskonale. To tajemny związek projektantów dróg, łataczy i naprawiaczy nawierzchni oraz zakładów zajmujących się geometrią podwozia i wymianą elementów zawieszenia.

Ciekawe tylko, dlaczego na zachodzie Europy (i północy) tych studzienek nie ma aż tyle, a łat na dziurawych asfaltach nie czuć?

Al. Krakowska, wieczór, 1 dzień świąt. Trzy pasy. Ul. Krakowska na wysokości Okęcia. Na prawym i środkowym w miarę dziarsko jadą samochody, a na lewym…
Nissan Micra. Za kierownicą kobieton o posturze barbamamy, na fotelu pasażera usypiający dziadek (może umierał?), z tyłu jeszcze napakowane bagaże. Jest piekielnie zimno (jakieś +11C) więc pasażerstwo okutane i oberetowane (to barbamama) i szyby szczelnie zamknięte. Efekt taki, że poza przednią szybą, subtelnie wycieraną łapskiem barbamamy, reszta wygląda tak, jakby były zmatowione. No i grzeje dziarsko barbamama lewym pasem, jakby ten lewy pas lekarz pierwszego kontaktu zapisał na receptę, lub przysługiwał jej ten lewy pas z tytułu zasług wszelakich, nie widząc nic, co wokół się dzieje i miejscami dochodząc do zawrotnej prędkości 50 km/h (mimo, że można tam nieco szybciej). Jak cham wcielony mignąłem światłami, próbując zwrócić uwagę kierowniczki, że i inne pasy są na Krakowskiej. Barbamama dostrzegła jakoś moje starania, bo włączyła na chwilę lewy kierunkowskaz oznajmiając, że niebawem będzie opuszczała ten pas i tę ulicę, więc jadę za nią dalej, łudząc się w naiwności swej, że zaraz Nissanik zjedzie faktycznie w lewo. I oto stał się cud: Micra prowadzona przez barbamamę rzeczywiście skręca w lewo. W ul. Bitwy Warszawskiej, a więc już po 8 kilometrach. I również na lewy pas.

Ciasno, duży ruch, więcej niż jeden pas w jednym kierunku, dojeżdżasz do skrzyżowania, pali się czerwone światło. Na prawym betoniarka z leniwie kręcącą się gruszką, za nią autobus, wiekowy dostawczak i nauka jazdy. Na lewym dwa samochody osobowe. Za kim staniesz? Za tym, kto szybciej ruszy, czyli za osobówkami. Zapala się zielone światło i obydwa auta osobowe stojące przed Tobą włączają lewy kierunkowskaz. Patrzysz jak w chmurze czarnego dymu majestatycznie oddala się betoniarka, za nią autobus wlokąc za sobą swoja przegubową część, dostawczak oznajmiając wszem i wobec niebieskim dymem, że lata świetności ma dawno za sobą oraz podwójnym kangurem naprzód wyrywa nauka jazdy. A Ty stoisz bezsilnie i zastanawiasz się, czy ci dwaj przed Tobą mają nabyty czy dziedziczny debet intelektualny…
Ale bywa inaczej. Ta sama sytuacja, z tym że nikt przed Tobą nie skręca. Zapala się zielone. Kierowca w betoniarce i zarzucił pełny ogień na tłoki, co owocuje przyspieszeniem do 60km/h w około 2 godziny oraz rykiem silnika, ale to nie szkodzi, gdyż ci dwaj przed Tobą najwyraźniej mają resztki paliwa, bo ruszają w ich mniemaniu ekologicznie. Jak to wygląda? Jedynka, odrobinka gazu i .. taś, taś… bo może się uda zaoszczędzić 0,00004 litra na 100km. Drugi się zagadał korzystając z zestawu słuchawkowego marki „PDUR” (czyli Przyciągnięte Do Ucha Ramię) i już dostrzegł, że poprzednik, dochodząc do 15 km/h, opuszcza skrzyżowanie usiłując dognać znikający punkt, który do niedawna jawił się stojącą obok betoniarką. Pośpiesznie wrzuca jedynkę, telefon wypadł z zestawu PDUR, auto zgasło. Nerwówka. Jest telefon w zestawie PDUR, jedynka, auto nie jedzie. No tak, silnik zgasł. Próba uruchomienia i … zapala się żółte.
Spokojnie czujesz, że kierownik przed Tobą działa jak kawa. Również podnosi ciśnienie.

A jutro koszmarem będzie zaparkowanie samochodu na chodniku. Po pierwsze dozorcy przy odśnieżaniu chodnika zawsze spychają śnieg do ulicy (lub na ulicę) zamiast na trawnik, po drugie pługi śnieżne całe błoto pośniegowe i śnieg również zgarniają do prawego krawężnika. Jeśłi to wszystko lekko zamarznie, to wjazd w taką zamarzniętą przeszkodę może nadwerężyć przedni spojlerek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz